👻 „Straszne” rzeczy w pilatesie, których wcale nie trzeba się bać

Halloween to idealny moment, żeby zerknąć też na małe „postrachy”, które czasem pojawiają się w głowie, zanim ktoś pierwszy raz wejdzie na zajęcia pilatesu. Bo choć jest on spokojny, dla wielu bywa tajemniczy niczym zaczarowana chatka w lesie. A my dziś demaskujemy wszystkie duchy, zjawy i potworki… które są tylko iluzją.

✅ Strach nr 1: „Nie jestem wystarczająco rozciągnięta/y.”
Nie trzeba być rozciągniętym, żeby przyjść na zajęcia. To trochę jak z kocem w jesienny wieczór  – najpierw się nim otulasz, a dopiero potem robi Ci się ciepło. Elastyczność pojawia się dopiero po drodze. Nikt, nie wymaga od Ciebie, że przyjdziesz z poziomem zaawansowanym.

✅ Strach nr 2: „Będą na mnie patrzeć.”
Prawda jest taka, że każdy na macie ma własnego „wewnętrznego potwora” do oswojenia i jest zajęty własnym oddechem. W pilatesie nie ma widowni – jest obecność i uważność. Nie ma przestrzeni na oglądanie innych i ocenianie.

✅ Strach nr 3: „Sprzęt wygląda jak narzędzie tortur.”
Reformer, cadillac, chair – w Halloween naprawdę mogłyby uchodzić za dekorację escape roomu. A jednak służą nie do straszenia, tylko do wspierania ciała tam, gdzie potrzebuje pomocy. Gdy poznasz już te sprzęty, z pewnością się polubicie.

✅ Strach nr 4: „Nie dam rady.”
To jedno z największych złudzeń. Pilates nie jest testem siły woli – to proces zaprzyjaźniania się z własnym ciałem. Instruktor prowadzi, a Ty decydujesz o tempie i granicach. Nie musisz umieć wszystkiego “na już”.

I nagle okazuje się, że największy „potwór” w tej historii,  był tylko cieniem na ścianie. Za każdym „boję się” stoi coś, co chce być odkryte — lekkość, większa swoboda, oddech, który wreszcie ma miejsce. Pilates uczy, że odwaga to nie wielki skok, tylko spokojny pierwszy krok na matę.